EcoZiemianin - czyli w poszukiwaniu wyluzowanego życia
  • Menu tygodnia
  • Karol K. i reszta
    • Luz w wielkim mieście. >
      • Miejskie impresje
    • Kriszna Lenin z Ogarów
    • Kącik filatelistyczny
  • Sushi w bigosie
    • O trawach różnych >
      • Kasza czy makaron
      • Chleb i s-ka
      • Słodkie co nie co
    • Poradnik roślinożercy
    • Korzenny świat >
      • Wiedźmy i zielsko
      • Ocet, cukier, sól
      • Miodowe impresje i dygresje
      • Trunki szlachetne
    • Słownik mięsożercy >
      • Kura, krowa i s-ka.
    • Wety, pikle i arcydzieła różne >
      • Z lasu
    • Dygresje zamorskie
  • Park łowiecki
    • Tajemne życie gleby
    • Wyszynk w zaroślach >
      • Orkisz w tarninie
    • Winnica i arboretum
    • Wiryndarz i herbarium >
      • Herbarium
    • Życie według Jerry'ego
  • Extreme survival
    • Lolita i Margerita
    • Unplugged
    • Extremalna garkuchnia
  • Szerszenie czy osły
  • De Luxe
    • Pachnidła i amulety
    • Podróże w czasie i przestrzeni

Pies, człowiek i muchy

7/27/2016

0 Comments

 
Picture
Jest wiele rzeczy, które pies robi inaczej niż człowiek i ani pies, ani człowiek nie dadzą sobie wytłumaczyć, że właśnie ten czy inny sposób jest dobry.
Weźmy na przykład łapanie much. Co do much pies i człowiek zgadzają się , że muchy są paskudne i należy je tępić, jednak pies i człowiek tępią je zupełnie inaczej.
Człowiek na przykład używa w tym celu różnych paskudnych narzędzi takich jak łapka na muchy. Ze wszystkich znanych mi odgłosów za najgorszy uważam świst wydawany przez łapkę na muchy. Żeby człowiek był przynajmniej w stanie ubić muchę za jednym świśnięciem to jeszcze mógłbym to znieść, ale zwykle istota dwunożna biega przez dobre pół godziny po pokoju w pogonił za jedną muchą  nieustannie świszcząc przy tym swoją łapką. Ohyda.
Jeszcze gorzej jest kiedy jakaś dwunożna wpadnie na pomysł zamontowania ultradźwiękowego odstraszacza owadów. Rozumiem szanowna dwunożno, że ty ultradźwięków nie słyszysz, ale pomyśl o swoim psie. Ultradźwięki dla niego to ohyda, jeszcze gorsza niż świszcząca łapka na muchy.
Z kolei pies łowi muchy w sposób jak najbardziej cywilizowany czyli pyskiem. Są przy tym dwie psie szkoły. Według pierwszej praktykowanej zwłaszcza przez małe ruchliwe pieski na muchy należy polować aktywnie. Kiedy tylko spostrzeże się muchę siedzącą gdziekolwiek w zasięgu wzroku,choćby i na żyrandolu, należy zacząć się skradać, prężąc do skoku, po czym rzucić się na muchę.
Jeśli jesteś z kolei większym psem (jak ja) powinieneś ignorować z godnością muchy,chyba że podlecą już tak blisko, że naprawdę stają się męczące. Wtedy unosisz lekko łeb i kłapiesz pyskiem w pogoni za plączącą się dookoła ciebie muchą.
Proste prawda? Zupełnie nie rozumiem dlaczego dwunożne też nie mogą tak robić.         

0 Comments

Leśne owoce (na dziko)

7/20/2016

0 Comments

 
Nie wszystkie jeszcze dojrzałe, ale już można się przymierzać. Przed spożyciem skontaktuj się z leśnikiem, wioskową wiedźmą lub atlasem botanicznym.
0 Comments

Komosa

7/17/2016

0 Comments

 
Picturefrom Deutschlands Flora in Abbildungen at http://www.biolib.de (za pośr wikicommons)
Poza roślinami przyprawowymi, które są ogólnie znane np. pieprz i papryka wyróżnić można jeszcze rośliny, które są mniej znane np. komosa.
O ile pieprz i papryka bierze się ze sklepu i za ryzyko ich stosowania odpowiada Sanepid, o tyle komosa bierze się z pola i za ryzyko jej stosowania nikt nie odpowiada, a niektórzy mówią nawet, że w większych dawkach jest trująca, w co jednak trudno uwierzyć bo w innych źródłach jest napisane, że ludzkość żarła ją już od neolitu i przestała dopiero niedawno.
Komosę w Chinach nazywają podobno pieszczotliwie "pachnącymi kośćmi tygrysa", co nie ma jednak żadnego uzasadnienia w jej wyglądzie bo komosa jest zielona, włochata i wydziela korzenny zapach przypominający kamforę.
Komosa nadaje się do dodawania w niewielkiej ilości jako przyprawa do mięsa albo sałatek. Jakieś 1000 lat temu ludzie mieli podobno też patent na zrobienie z komosy mąki. Istnieje też przepis na zrobienie z komosy polewki do którego jednak poza komosą wymagane jest zdobycie innych składników, które są do zebrania na nieskoszonym poboczu autostrady czyli pokrzywa, ogórecznik, mlecz i podbiał.
Komosa ma podobno liczne właściwości odżywcze, łatwo przyswajalne białko, żelazo i witaminy, działa uspokajająco, zapobiega skurczom mięśni gładkich i wybija robaki w przewodzie pokarmowym. Pewnie gdyby poszukać jeszcze głębiej wyszłoby że powstrzymuje też łysienie.
Podsumowując, komosa wygląda na bardzo pożyteczną roślinę przyprawową, którą konsumować nalezy jednak jedynie na własne ryzyko, po uprzednim zasięgnięciu w tej materii porady jakiejś starej wiedźmy, albo archeologa.  

0 Comments

Rowerowe ekstazy czyli w poszukiwaniu luzu w wielkim mieście

7/12/2016

0 Comments

 
Picture
Ze spotkania z kolegami w pubie Karol wyniósł poza kacem trzy porady, które wydawały mu się mniej więcej pasować do wyluzowania trochę. Po pierwsze zacznij uprawiać jakiś sport (najlepiej tenis). Po drugie znajdź sobie jakieś hobby (mogą być kolejki elektryczne albo remontowanie pałaców). Po trzecie odżywiaj się zdrowo (bo inaczej skończysz z zawałem jak stary Miśka).      
Karol K. postanowił zacząć od sportu. Dokładnie od roweru,którym postanowił pojechać do pracy.
Kiedy Karol K. jeździł do pracy samochodem nienawidził rowerzystów poruszających się ulicy jeszcze bardziej niż koparek poruszających się po ulicy. Rowerzyści i koparki poruszali się z podobną prędkością, ale koparki w odpowiedzi na trąbienie nie pokazywały wystawionego środkowego palca.  
Pojechanie na rowerze do pracy Karol postanowił zacząć metodycznie czyli od skompletowania sprzętu. Posiadał co prawda rower górski, gacie z żelową wkładką, oddychającą koszulkę i kask wzmocniony tytanową wkładką, ale razem stanowiło to zestaw bardzo podstawowy, wymagający udoskonalenia przez szereg niezbędnych gadżetów takich jak GPS z systemem sygnalizacji korków we wszystkich większych europejskich miastach (za dopłatą także w Sao Paulo i Bangkoku), dzwonek rowerowy z możliwością wgrania melodyjki za pomocą łącza Blue Tooth, światła przeciwmgielne. Do świateł przeciwmgielnych Karol nie był przekonany, ale skłoniły go opinie na specjalistycznym serwisie rowerowym znalezione w Internecie.
Tak wyposażony Karol stanął przed lustrem i spojrzał w swojej odbicie, które w jego opinii przedstawiało się niezwykle korzystnie i wyruszył w drogę. Według jego obliczeń wspartych danymi z GPS w pracy miał znaleźć się za pół godziny.
W pracy znalazł się za trzy godziny. Był uboższy o lewy but i dwie stówy, ale za to bogatszy o podbite oko, trochę punktów karnych i kilka nowych doświadczeń.      
W temacie doświadczeń.

1.
Najgorszym wrogiem rowerzysty na drodze szybkiego ruchu są inne pojazdy poruszające się po drodze szybkiego ruchu.
Zanim Karol wyjechał ze swojego osiedla zdążył zasapać się oraz zostać pięciokrotnie obtrąbiony, w tym przez swojego własnego sąsiada z góry, z którym do tej pory łączyła go nić sympatii oraz piwo popijane na balkonie. Równie wredne jak samochody osobowe okazały się autobusy z których jeden próbował Karola staranować, a drugi wypuścił na niego taką ilość spalin, że Karol zobaczył niespodziewane zaćmienie słońca. Wrogo była nastawiona do niego nawet śmieciarka, co spowodowało  u Karola krańcową gorycz i frustrację.   

2.    
Nigdy nie pokazuj  wystawionego palca przypakowanemu chamowi w czarnej beemce.
Drugi epizod zdarzył się kiedy kompletnie zniechęcony Karol wlókł się po bocznym pasie. Tuż zanim rozległ się gwałtowny pisk hamulców, a potem trąbienie. Karol, który wcześniej obtrąbiony został już z trzydzieści razy uznał, że jego cierpliwość już się wyczerpała i na trąbienie jest tylko jedna odpowiedź. Wystawiony środkowy palec. Jak pomyślał tak uczynił.
Następne co pamiętał to czarna beemka zajeżdżająca mu drogę i wysiadający z niej typ żywcem przeniesiony z lat 90-tych. Napakowany, łysy i w dresie. Krótki dialog pomiędzy nim i Karolem zakończył się dla Karola właśnie podbitym okiem i zaginionym lewym butem, który stracił kiedy napakowany typ brutalnie przerzucał go razem z rowerem przez barierkę.     
Mimo tego przykrego przeżycia Karol był zdeterminowany, żeby kontynuować i to sprawiło, że wzbogacił się o jeszcze jedno  doświadczenie.

3.
Rower też może być złapany za przekroczenie szybkości.
Karol odetchnął z ulgą kiedy zobaczył majaczący się w oddali wieżowiec w którym mieściło się jego biuro. Wstąpiły w niego nowe siły i mocniej nacisnął na pedały. Korzystając ze zjazdu z estakady nareszcie mógł się rozpędzić. Wiatr zawiał mu w uszach, poczuł w głębi smak zwycięstwa (a przynajmniej końca rowerowego koszmaru), przyspieszył i... zobaczył przed sobą pana w niebieskim mundurku,który machał na niego trzymanym w ręku lizakiem. Obok niego stał niebieski samochodzik.
Karol zahamował przy nich.
- Dokumenty proszę - rzucił w jego kierunku pan w niebieskim mundurku
- Tak oczywiście - Karol wyciągnął z kieszeni dokumenty - A w czym problem
- Przekroczył pan szybkość -odparł pan w niebieskim mundurku - O 7 m/h.
Karol spojrzał na niego z niedowierzaniem - Ale ja jestem przecież na rowerze -wyjąkał
Pan w niebieskim mundurku był niewzruszony - Ostatnio złapaliśmy tu też jednego na wrotkach. Przyjmuje pan mandat?
Podsumowując, niestety jazda rowerem po drodze szybkiego ruchu nie okazała się skutecznym sposobem na wyluzowanie w wielkim mieście.



0 Comments

Assam

7/8/2016

0 Comments

 
Picture
Na początku XIX wieku monopol na produkcję herbaty miały Chiny, a na jej import z Chin Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska. Posiadając wspomniane monopole ani jedno,ani drugie nie było zainteresowane żeby herbatę produkować, ani importować z jakiegoś innego miejsca.
Co prawda podróżnicy wysyłani raz na jakiś czas w celu eksploracji Indii napomykali, że w odległych indyjskich zakątkach znanych jako Assam rośnie też coś w rodzaju herbaty posiadającej bardzo przyzwoite walory smakowe, która przez tubylców konsumowana jest w formie sałatki z czosnkiem, albo naparu, ale nikt nie zwracał na to specjalnej uwagi. Szczególnie upierdliwym podróżnikiem, który wypisywał tasiemcowe raporty na temat indyjskiej herbaty (których nikt nie czytał) był niejaki Robert Bruce.
Sytuacja uległa zmianie kiedy na skutek różnych zawirowań Brytyjska Kompania Wschodnioindyjska utraciła swój monopol na importowanie herbaty (znaczy została bez dostawcy, ale z odbiorcami). Szukając skąd też może wziąść herbatę przypomniała sobie o raportach niejakiego Roberta Bruce'a i postanowiła powierzyć mu odpowiedzialne zadanie założenia plantacji herbaty w Indiach (a dokładnie w Assam). Robert Bruce niestety nie był zainteresowany tym intratnym biznesowym wyzwaniem (choć co prawda nie z własnej woli, po prostu wtedy już nie zył), ale zainteresowany był jego brat Charles. W ten (nieco nepotyczny) sposób Charles Bruce stał się pionierem uprawy indyjskiej herbaty.
Praca Charlesa Bruce  polegała w skrócie na tym, żeby przewieźć sadzonki herbaty z nieco bardziej cywilizowanych terenów (Kalkuta) do mniej cywilizowanych (Assam), ochronić je przed tygrysami i doprowadzić  do tego, żeby nie zdechły do czasu kiedy urosną na tyle, że będzie można oberwać z nich listki.  Niestety chińskie sadzonki przywiezione z Kalkuty właśnie postanowiły zdechnąć.
Charles Bruce postawiony wobec konieczności zaraportowania Brytyjskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej, że sadzonki zdechły poszedł jednak po rozum do głowy, przewertował raporty które zostały mu po bracie i zastąpił chińskie sadzonki lokalnymi z Assamu mając nadzieję, że jakoś to będzie.   
Lokalne sadzonki na szczęście rosły jak chwasty, a pierwsze dokonane na nich zbiory starczyły na napełnienie 12 skrzyń, które wysłane zostały do Anglii zaczynając w ten sposób wielką karierę indyjskiej herbaty znanej jako Assam.

Kliknij tutaj, aby edytować.

0 Comments

Lipiec w życiu Jerry'ego

7/2/2016

0 Comments

 
Picture
W lipcu zaczyna się czas wielkiego ogrodowego żarcia, który potrwa aż do października. Mamy sałatę, rzodkiewki, rzepę, pietruszkę, szpinak, czereśnie. Wszystkie te składniki można mieszać ze sobą w dowolnych kombinacjach, doprawiając do smaku musztardą. Poza tym oczywiście zajmujemy się także pracami ogrodowymi np. podpieramy ciężkie od owoców gałęzie drzew. Ma to zastosowanie zwłaszcza kiedy uprawiamy na drzewie dynię olbrzymią. Wtedy podpieramy takie drzewo naprawdę solidnym palem. Z innych konstrukcji ogrodowych przykrywamy czereśnie siatką, żeby ochronić je przynajmniej częściowo przed szpakami, oraz nabijamy gruszki w butelkę. Gruszki nabijamy w butelkę jak jeszcze przeciskają się przez szyjkę, a kilka miesięcy później zrywamy i zalewamy alkoholem, otrzymując w ten sposób pyszny likier gruszkowy. Uwaga, do nabijania gruszek w butelkę nadają się tylko zwykłe butelki z białego szkła. Jakiekolwiek nabijanie gruszek w termos nie daje oczekiwanych rezultatów (chociaż powinno, bo gruszce w ten sposób jest teoretycznie cieplej i przytulniej).

W lipcu zajmujemy się ponadto budowaniem konstrukcji ogrodowych. Osoby konserwatywne mogą w tym czasie zbudować sobie płotek, albo huśtawkę, a jak ktoś ma więcej fantazji to może spróbować zbudować samolot. W lipcu ponadto regularnie kosimy trawnik. Podobno są ludzie, którzy czerpią z tego nawet przyjemność, ale czerpanie przyjemności z koszenia nie jest normalne.          

Teraz przejdę do wysoce skomplikowanej czynności jaką jest wybielanie cykorii. Cykorię wybielamy przykrywając ją doniczką, albo talerzem na dwa tygodnie. Odpowiadając na pytanie po co wykonuje się tak dziwaczną czynność - odpowiadam, żeby cykoria nie była gorzka. Przetrzymanie jej w ciemnościach dobrze wpływa na jej słodkość. Nie potrafię niestety wytłumaczyć dlaczego nazywa się to wybielaniem, a nie dosładzaniem.

W lipcu siejemy też rzeczy, które planujemy zbierać w listopadzie czyli pietruszkę, roszpunkę i rzodkiew zimową. Ponadto robimy porządek z truskawkami, które już się nam skończyły. Bezlitośnie wyrywamy krzaki truskawek, które mają więcej niż 3 lata. Przycinamy też maliny, które już owocowały. Jeśli po tym wszystkim zostanie nam jeszcze trochę czasu i ochoty na porządkowanie to ostatecznie możemy poobrywać sobie jeszcze zeschłe kwiaty.    

0 Comments
    Dla prawdziwych biurowych macho, którzy nieśmiało marzą aby sprawdzić się na dzikiej prowincji
    i dla tych, którzy nierozważnie podjęli już taką desperacką próbę

    EcoLuz
    Extreme survival
    Wyszynk w zaroślach
    Orkisz w tarninie
    Sushi w bigosie
    Szerszenie czy osły
    Wiedźmy i zielsko
    Trunki szlachetne

    Punkt widzenia
    Luz w wielkim mieście
    Kriszna Lenin z Ogarów
    Życie według Jerry'ego


    EcoZiemianin jest projektem Kapituły Wielkiego Kalesona

    Archives

    August 2016
    July 2016
    June 2016

    Categories

    All

    RSS Feed

Powered by Create your own unique website with customizable templates.
Photo used under Creative Commons from boliston