Jak wiadomo nic tak nie poprawia smaku jedzenia jak dziwna nazwa i pokręcona historia dotycząca tego kto i w jakich okolicznościach je wymyślił. Biscotti spełnia obydwa warunki. Weźmy samą nazwę, która po włosku może oznaczać mniej więcej "pieczone dwa razy", ale w każdym innym języku brzmi dziwnie i nic nie oznacza. Jeśli chodzi o historię to o biscotti wspominał podobno już Pliniusz Starszy informując uprzejmie iż było to jedzenie rzymskich legionistów, gdyż z uwagi na podwójną obróbkę cieplną dłużej zachowywało przydatność do spożycia. Sądząc po tym opisie ówczesne biscotti było jakąś odmianą wojskowego suchara, który sam w sobie może nie jest interesujący, ale jak doda się do tego rzymskich legionistów w swoich spódniczkach i sandałach, Juliusza Cezara, Kleopatrę i Antoniusza to od razu pospolity wojskowy suchar nabiera swoistego smaku. Suchar czy nie suchar przepis przekazywany ustnie przetrwał przez stulecia i w okolicach XIII wieku został nawet zapisany, a sam produkt rozpowszechnił się po całej Europie jako "biscuit", który jednak ze swoim poprzednikiem niewiele miał wspólnego, gdyż oryginalne biscotti mimo licznych modyfikacji jakie przeszło przez stulecia dalej przypomina trochę suchar, tyle że dosłodzony i napchany bakaliami.
W skrócie biscotti robi się tak. Wziąść 3 jajka, 2 szklanki mąki, 3/4 szklanki cukru, 1 szklankę bakalii, 1 łyżeczkę proszku do pieczenia, szczyptę soli. Do miski wrzucić wszystko poza bakaliami i wymiksować. Dodać bakalii i wyrabiać dalej ciasto rękami aż da uformować się z niego kulę (trochę tak jak przy robieniu piernika). Kulę następnie rozpłaszczyć i uformować w niej podłużny bochenek, który kładzie się na blachę wyłożoną pergaminem i piecze przez 30 min w temperaturze ok. 200 stopni Celsjusza. Następnie ciasto należy wyciągnąć z piekarnika, przestudzić, pokroić na plasterki i jeszcze raz włożyć do piekarnika, tym razem na 15 minut.