|
|
Park łowiecki albo "food forest"?
Food forest jest to część naturalnego ekosystemu w którym rośliny nieużytkowe są zastępowane roślinami użytkowymi bez naruszenia naturalnej równowagi. Jest to najstarsza forma rolnictwa do tej pory praktykowana w strefach tropikalnych i subtropikalnych. W Europie tą koncepcje ponownie wprowadził do praktyki rolniczej Robert Hart w latach 1960-tych. Jego intencją było znalezienie formy uprawy posiadanej przezeń farmy w sytuacji gdy konwencjonalne formy gospodarowania okazały się zbyt pracochłonne w stosunku do posiadanych przezeń zasobów. Koncepcja Roberta Hart'a jest całkowitym odwrotem od koncepcji nowoczesnego rolnictwa intensywnego, którego celem jest uzyskanie jak najwyższych plonów z hektara bez względu na ilość energii jaka trzeba w tym celu zużyć. Według niektórych cen wyprodukowanie 1 cal pożywienia pochłania 10 cal pochodzących ze źródeł kopalnych potrzebnych do uzyskania nawozów, środków ochrony roślin, herbicydów, paliwa napędzającego maszyny etc. Food forest / wyszynk w zaroślach polega na uzyskaniu maksymalnej ilości pożywienia z użyciem minimum energii. Oznacza to jednak takie dopasowanie roślin jadalnych do ekosystemu, aby radziły sobie bez pomocy człowieka.
Oczywiście oznacza to najczęściej rezygnację z nowoczesnych odmian przeważnie nie dostosowanych do egzystencji, w jakby na to nie patrzyć, półdzikich warunkach, bez pestycydów, herbicydów, nadmiaru NPK dostarczonego w nawozach sztucznych. Uprawa ogranicza się do roślin dobrze czujących się w lokalnych warunkach glebowych i klimatycznych. Trzeba również zrezygnować z wielkoareałowych upraw i zapewnić dywersyfikacje porównywalną z naturalnymi ekosystemami leśnymi. To w warunkach naturalnych zapewnia ochronę przed szkodnikami poprzez stworzenie dogodnych warunków dla rozwoju ich naturalnych wrogów.
Taki typ upraw jest najprawdopodobniej najwcześniejszą forma gospodarki rolnej i wymaga dogłębnej wiedzy na temat lokalnej szaty roślinnej, a szczególnie występujących w niej roślin jadalnych i wzajemnych interakcji pomiędzy nimi.
Szukając inspiracji w historii Europy dla tego rodzaju upraw trzeba cofnąć się aż do średniowiecza. Wówczas istniały tak zwane parki łowieckie. Jak wynika z opisów były to ogrodzone obszary leśne w obrębie których wprowadzano elementy gospodarki rolnej np zakładano sady czy winnice. Otoczenie leśne zapewniało ochronę biologiczną stosunkowo niewielkiemu obszarowi monokultury. Na terenie parków łowieckich wprowadzano również elementy ozdobno- dekoracyjne.
Park łowiecki jest niewątpliwie pojęciem szerszym niż "Food forest" obejmuje bowiem obszary intensywniejszych monokulturowych upraw położonych wśród terenów na których była znacznie mniejsza ingerencja człowieka.
Oto opis parków łowieckich zaczerpnięty z książki Penelope Hobhouse 'Historia ogrodów';
"...Sady były częścią większych parków łowieckich należących do władców i bogatych ziemian, obejmujących również całe wsie i lasy. (....),istnieje wiele przekazów literackich dotyczących tego rodzaju założeń. (.....). Sądząc z opisów, miały charakter dość przypadkowy, wykorzystywano bowiem naturalne zbiorniki wód i lasy, nie próbując kształtować krajobrazu według określonego planu. Były to założenia nieformalne (...), łączące element użytkowy, jakim były plantacje drzew i tereny uprawne, z przypadkowymi elementami zapożyczonymi od innych starszych kultur. Archeologiczne badania prowadzone na terenach ogrodów średniowiecznych zaczęły ujawniać pozostałości urządzeń wodnych i sadzonych celowo lasów, potwierdzając informacje zawarte w przekazach literackich. W tego rodzaju obiektach sadzono drzewa, hodowano zwierzynę, kontrolowano wzrost drzew, wycinając je okresowo w celu pozyskania drewna budowlanego lub opałowego, zakładano również sady. Do najstarszych parków w Europie Północnej należał park Geoffreya de Montbraya w latach 1059-93 biskupa Coutances (.....). Na terenie parku otoczonego podwójnym rowem i palisadą powstał okresowo wycinany lasek i winnica, zostały posadzone żołędzie (...)"
Oczywiście oznacza to najczęściej rezygnację z nowoczesnych odmian przeważnie nie dostosowanych do egzystencji, w jakby na to nie patrzyć, półdzikich warunkach, bez pestycydów, herbicydów, nadmiaru NPK dostarczonego w nawozach sztucznych. Uprawa ogranicza się do roślin dobrze czujących się w lokalnych warunkach glebowych i klimatycznych. Trzeba również zrezygnować z wielkoareałowych upraw i zapewnić dywersyfikacje porównywalną z naturalnymi ekosystemami leśnymi. To w warunkach naturalnych zapewnia ochronę przed szkodnikami poprzez stworzenie dogodnych warunków dla rozwoju ich naturalnych wrogów.
Taki typ upraw jest najprawdopodobniej najwcześniejszą forma gospodarki rolnej i wymaga dogłębnej wiedzy na temat lokalnej szaty roślinnej, a szczególnie występujących w niej roślin jadalnych i wzajemnych interakcji pomiędzy nimi.
Szukając inspiracji w historii Europy dla tego rodzaju upraw trzeba cofnąć się aż do średniowiecza. Wówczas istniały tak zwane parki łowieckie. Jak wynika z opisów były to ogrodzone obszary leśne w obrębie których wprowadzano elementy gospodarki rolnej np zakładano sady czy winnice. Otoczenie leśne zapewniało ochronę biologiczną stosunkowo niewielkiemu obszarowi monokultury. Na terenie parków łowieckich wprowadzano również elementy ozdobno- dekoracyjne.
Park łowiecki jest niewątpliwie pojęciem szerszym niż "Food forest" obejmuje bowiem obszary intensywniejszych monokulturowych upraw położonych wśród terenów na których była znacznie mniejsza ingerencja człowieka.
Oto opis parków łowieckich zaczerpnięty z książki Penelope Hobhouse 'Historia ogrodów';
"...Sady były częścią większych parków łowieckich należących do władców i bogatych ziemian, obejmujących również całe wsie i lasy. (....),istnieje wiele przekazów literackich dotyczących tego rodzaju założeń. (.....). Sądząc z opisów, miały charakter dość przypadkowy, wykorzystywano bowiem naturalne zbiorniki wód i lasy, nie próbując kształtować krajobrazu według określonego planu. Były to założenia nieformalne (...), łączące element użytkowy, jakim były plantacje drzew i tereny uprawne, z przypadkowymi elementami zapożyczonymi od innych starszych kultur. Archeologiczne badania prowadzone na terenach ogrodów średniowiecznych zaczęły ujawniać pozostałości urządzeń wodnych i sadzonych celowo lasów, potwierdzając informacje zawarte w przekazach literackich. W tego rodzaju obiektach sadzono drzewa, hodowano zwierzynę, kontrolowano wzrost drzew, wycinając je okresowo w celu pozyskania drewna budowlanego lub opałowego, zakładano również sady. Do najstarszych parków w Europie Północnej należał park Geoffreya de Montbraya w latach 1059-93 biskupa Coutances (.....). Na terenie parku otoczonego podwójnym rowem i palisadą powstał okresowo wycinany lasek i winnica, zostały posadzone żołędzie (...)"
O ekonomi i ekologi słów kilka.
Uprawy ekologiczne sprowadzają się do rezygnacji z nawozów sztucznych i chemicznych środków ochrony roślin, czyli do cofnięcia się o mniej więcej sto lat.
Wprowadzenie środków chemicznych zrewolucjonizowało rolnictwo. Umożliwiło nie tylko zwiększenie produkcji z hektara, ale również powstanie olbrzymich obszarów monokultur (obsianych jednym gatunkiem roślin).
Wcześniej uprawy były znaczni bardziej zróżnicowane. Z powodu nieprzewidywalności zbiorów oraz faktu, że głównym zadaniem gospodarstwa czy majątku było zaspokojenie własnych potrzeb żywnościowych nie można było ograniczyć produkcji tylko do jednego gatunku roślin. Trzeba bowiem było ograniczać możliwość zniszczenia całych plonów przez np wyjątkowo niekorzystne warunki dla uprawianego gatunku. Stwarzało to bowiem niebezpieczeństwo dla ekonomicznego przeżycia. Ponadto przy monokulturze następuje nawarstwienie prac w krótkich okresach czasu. Przy odpowiednio dobranych uprawach praca jest rozłożona przez cały okres wegetacyjny.
Zróżnicowanie zasiewów i odłogowanie części pól, obecność niezmeliorowanych łąk czy lasów sprawiały, że pola uprawne były częścią ekosystemu w którym, poza szkodnikami były obecni także ich naturalni wrogowie. Wobec czego do nadmiernego namnożenia się szkodników dochodziło niezmiernie rzadko, z drugiej jednak strony zawsze się trzeba było liczyć ze pewna część zbioru zostanie przez nie zniszczona.
Kolejna cechą, która pozwalała gospodarować bez chemicznych środków ochrony roślin, było istnienie lokalnych odmian roślin. Wysiew następował z najlepszych osobników zebranych z pola w zeszłym roku. Plony nie były co prawda tak wysokie jak z odmian współczesnych, ale rośliny były bardziej odporne.
Planując zasiewy trzeba jeszcze było mieć wiedzę odnośnie wzajemnego oddziaływania na siebie roślin. Niektóre rośliny siebie nie tolerują (np jedna przyciąga i sprzyja namnażaniu szkodników drugiej). Inne wręcz przeciwnie. Do tego dochodzi płodozmian, czyli wiedza o tym czego nie należy sadzić po czym (np roślin podatnych na te same szkodniki, bowiem powoduje to ich nadmierne namnażanie się w obrębie pola), czy umiejętność oceny stanu gleby i jej pielęgnacji.
Nie bez znaczenia było wzajemne korelacje pomiędzy hodowanymi zwierzętami i uprawiana roślinnością. Np wypasanie zwierząt w sadach czy na resztkach pożniwnych.
Wobec stopnia skomplikowania ekosystemu takiego gospodarstwa, prawidłowe zarządzanie nim wymagało nie lada umiejętności i sporej wiedzy. Gdy jej zabrakło wszystko popadało w ruinę.
Czy ten sposób użytkowania ziemi sprzed stu lat ma sens we współczesnym świecie? Pewnie taki sam jak krawiectwo, wyrób mebli artystycznych czy inne rękodzieło. Dostarczają unikalnych wysokogatunkowych produktów. Tworzą unikalne egzemplarze, dokładnie dopasowane do potrzeb użytkowników. A jakością przewyższają to co produkcja przemysłowa może dostarczyć. .....
Wprowadzenie środków chemicznych zrewolucjonizowało rolnictwo. Umożliwiło nie tylko zwiększenie produkcji z hektara, ale również powstanie olbrzymich obszarów monokultur (obsianych jednym gatunkiem roślin).
Wcześniej uprawy były znaczni bardziej zróżnicowane. Z powodu nieprzewidywalności zbiorów oraz faktu, że głównym zadaniem gospodarstwa czy majątku było zaspokojenie własnych potrzeb żywnościowych nie można było ograniczyć produkcji tylko do jednego gatunku roślin. Trzeba bowiem było ograniczać możliwość zniszczenia całych plonów przez np wyjątkowo niekorzystne warunki dla uprawianego gatunku. Stwarzało to bowiem niebezpieczeństwo dla ekonomicznego przeżycia. Ponadto przy monokulturze następuje nawarstwienie prac w krótkich okresach czasu. Przy odpowiednio dobranych uprawach praca jest rozłożona przez cały okres wegetacyjny.
Zróżnicowanie zasiewów i odłogowanie części pól, obecność niezmeliorowanych łąk czy lasów sprawiały, że pola uprawne były częścią ekosystemu w którym, poza szkodnikami były obecni także ich naturalni wrogowie. Wobec czego do nadmiernego namnożenia się szkodników dochodziło niezmiernie rzadko, z drugiej jednak strony zawsze się trzeba było liczyć ze pewna część zbioru zostanie przez nie zniszczona.
Kolejna cechą, która pozwalała gospodarować bez chemicznych środków ochrony roślin, było istnienie lokalnych odmian roślin. Wysiew następował z najlepszych osobników zebranych z pola w zeszłym roku. Plony nie były co prawda tak wysokie jak z odmian współczesnych, ale rośliny były bardziej odporne.
Planując zasiewy trzeba jeszcze było mieć wiedzę odnośnie wzajemnego oddziaływania na siebie roślin. Niektóre rośliny siebie nie tolerują (np jedna przyciąga i sprzyja namnażaniu szkodników drugiej). Inne wręcz przeciwnie. Do tego dochodzi płodozmian, czyli wiedza o tym czego nie należy sadzić po czym (np roślin podatnych na te same szkodniki, bowiem powoduje to ich nadmierne namnażanie się w obrębie pola), czy umiejętność oceny stanu gleby i jej pielęgnacji.
Nie bez znaczenia było wzajemne korelacje pomiędzy hodowanymi zwierzętami i uprawiana roślinnością. Np wypasanie zwierząt w sadach czy na resztkach pożniwnych.
Wobec stopnia skomplikowania ekosystemu takiego gospodarstwa, prawidłowe zarządzanie nim wymagało nie lada umiejętności i sporej wiedzy. Gdy jej zabrakło wszystko popadało w ruinę.
Czy ten sposób użytkowania ziemi sprzed stu lat ma sens we współczesnym świecie? Pewnie taki sam jak krawiectwo, wyrób mebli artystycznych czy inne rękodzieło. Dostarczają unikalnych wysokogatunkowych produktów. Tworzą unikalne egzemplarze, dokładnie dopasowane do potrzeb użytkowników. A jakością przewyższają to co produkcja przemysłowa może dostarczyć. .....
Eco-ziemianin z przypadku.
Zainteresowanie uprawami ekologicznymi nie musi mieć nic wspólnego z troską o matkę ziemię, strachem przed GMO czy bezpłodnością w trzecim pokoleniu. Czasami wynika z konieczności znalezienia wyjścia z trudnej sytuacji w myśl złotej zasady 'co by tu zrobić by się nie narobić'. Jak wiadomo często skłania to do robienia rzeczy których wcześniej się nie planowało.
Weźmy na przykład co zrobić z ziemią, w której posiadanie weszło się w sposób, powiedzmy, przypadkowy.
Z reguły z początku próbuje się zrobić 'po bożemu' czyli zaorać, zasiać itd. Jednak próba wynajęcia kogoś do do przeorania pola z reguły kończy się totalnym szokiem. Naprawdę ciężko jest zrozumieć dlaczego wieś się wyludnia skoro za jeden dzień pracy rolnik liczy sobie prawie 2 tysiące złotych ( minus paliwo i amortyzacja sprzętu).
Po takim przejściu, nawet największy tłuk musi zdać sobie sprawę, że na wsi ludzie za mniej niż tysiak z zagrody nie wyjdą, a już na pewno nie wyprowadza sprzętu na cudze pole. Gdy się policzy zaoranie, zabronowanie, podorywka, siew, odchwaszczenie, nawożenie i oczywiście zbiór, to wychodzi, że nawet przy osiągnięciu rekordowego zbioru z hektara i tak jest się do tyłu na kilka tysiaków. Nowoczesne sposoby gospodarowania okazują się ekonomicznie nie uzasadnione. Przynajmniej w takim przypadku.
Najpierw człowiek jest skołowany. Potem kupuje sobie poradnik. Radzą by wszystko lasem obsadzić. Pielęgnacja lasu jakby tańsza, a dochód pewny za.... jakieś 50 lat. W desperacji się zaczyna grzebać po internecie. A tam można znaleźć różne różności np opowieści o UFO, piratach z Karaibów, celebrytach Bollywood i koncepcję uprawy food forest (preferowane tłumaczenie wyszynk w zaroślach). Bądźmy szczerzy, ze wszystkich informacji serwowanych o food forest, ważna jest tylko jedna 'low maintaince' (czyli niskonakładowy).
Z tym niskonakładowym to może ściema. Ale w przeciwieństwie do robienia 'po bożemu', to przynajmniej nie jest takie mainsteamowe......
Co prawda nie wyjaśniono co zrobić z toną np rajskich jabłek jeżeli food forest/wyszynk w zaroślach okaże się sukcesem, skoro hipermarket ich zapewne nie zakontraktuje, ale zdarzy się to najwcześniej za 15 lat. Myślenie o tym można więc odłożyć sobie na później..
Weźmy na przykład co zrobić z ziemią, w której posiadanie weszło się w sposób, powiedzmy, przypadkowy.
Z reguły z początku próbuje się zrobić 'po bożemu' czyli zaorać, zasiać itd. Jednak próba wynajęcia kogoś do do przeorania pola z reguły kończy się totalnym szokiem. Naprawdę ciężko jest zrozumieć dlaczego wieś się wyludnia skoro za jeden dzień pracy rolnik liczy sobie prawie 2 tysiące złotych ( minus paliwo i amortyzacja sprzętu).
Po takim przejściu, nawet największy tłuk musi zdać sobie sprawę, że na wsi ludzie za mniej niż tysiak z zagrody nie wyjdą, a już na pewno nie wyprowadza sprzętu na cudze pole. Gdy się policzy zaoranie, zabronowanie, podorywka, siew, odchwaszczenie, nawożenie i oczywiście zbiór, to wychodzi, że nawet przy osiągnięciu rekordowego zbioru z hektara i tak jest się do tyłu na kilka tysiaków. Nowoczesne sposoby gospodarowania okazują się ekonomicznie nie uzasadnione. Przynajmniej w takim przypadku.
Najpierw człowiek jest skołowany. Potem kupuje sobie poradnik. Radzą by wszystko lasem obsadzić. Pielęgnacja lasu jakby tańsza, a dochód pewny za.... jakieś 50 lat. W desperacji się zaczyna grzebać po internecie. A tam można znaleźć różne różności np opowieści o UFO, piratach z Karaibów, celebrytach Bollywood i koncepcję uprawy food forest (preferowane tłumaczenie wyszynk w zaroślach). Bądźmy szczerzy, ze wszystkich informacji serwowanych o food forest, ważna jest tylko jedna 'low maintaince' (czyli niskonakładowy).
Z tym niskonakładowym to może ściema. Ale w przeciwieństwie do robienia 'po bożemu', to przynajmniej nie jest takie mainsteamowe......
Co prawda nie wyjaśniono co zrobić z toną np rajskich jabłek jeżeli food forest/wyszynk w zaroślach okaże się sukcesem, skoro hipermarket ich zapewne nie zakontraktuje, ale zdarzy się to najwcześniej za 15 lat. Myślenie o tym można więc odłożyć sobie na później..
Paleolityczne wynalazki - czyli o cieniach życia w Edenie
Udomowione rośliny uprawne pojawiły się dopiero w epoce zwanej Neolitem, czyli jakieś 10 tys lat temu. Jednak nie oznacza to wcale, że przedtem ludzie nie próbowali zwiększyć ilości pożytecznych dzikich roślin w najbliższym otoczeniu.
Człowiek jest z natury leniwy, a przenoszenie obozu w inne miejsce jest czynnością meczącą. Wygodniej więc nie robić tego zbyt często. Jednak gdy w najbliższym otoczenie zapasy jadalnych roślin się zużyją, to nie ma innego wyjścia - trzeba się pakować i ruszać dalej.
Nie wiadomo dokładnie kiedy człowiek po raz pierwszy wykalkulował sobie, że gdy zaopiekuje się pożytecznymi roślinami i zachęci je do wzrostu, to będzie ich jakby więcej i będzie mógł pozostać w jednym miejscu trochę dłużej. W każdym razie pod koniec Paleolitu miał już na to na pewno kilka efektywnych sposobów.
Z jakiś względów, człowiek paleolitu kojarzy się z istotą o bardzo prostym umyśle. Gdzieś umyka uwadze fakt, że aby przeżyć musiał mieć olbrzymią wiedzę o otaczającym go świecie, z której codziennie zdawał egzamin. Gdy go oblewał to po prostu ginął. Jedną z dziedzin wiedzy w której bił na głowę wszystkich współczesnych profesorów było roślinoznawstwo. Doskonale wiedział nie tylko jakie rośliny są jadalne, ale również w jakich warunkach i w otoczeniu jakich innych roślin występują. Potrafił perfekcyjnie rozpoznawać nie tylko ich siedliska, ale również odróżniać je od podobnych, lecz trujących egzemplarzy. Współczesny szanujący się grzybiarz nie chodzi na oślep po lesie szukając maślaków, tylko szuka młodych zagajników sosnowych w których często są prawdziwe pokłady tych grzybków (oczywiście o ile inny grzybiarz go nie uprzedzi). Wie też przez większą część roku nie znajdzie maślaków nawet w najbardziej sprzyjającym ich wzrostowi zagajniku. fatyguje się więc dopiero wtedy, gdy maja one zwyczaj rosnąć. Są to najpewniej pozostałości nawyków wyrobionych właśnie w paleolicie. Jednak takie podejście do szukania pokarmu wymaga olbrzymiej wiedzy, (znano w końcu setki użytecznych roślin), opartej na prostych obserwacjach, często przekazywanej przez pokolenia. Było tylko kwestia czasu aż ta wiedza zacznie być wykorzystywana nie tylko w zbieractwie...
Być może podstawą dla pierwszych pararolniczych praktyk była obserwacja, ze po wypaleniu pewnego obszaru wzrastała ilość roślin korzeniowych bulwiastych, z których część stanowiła cenne źródło kalorii. rośliny te mając zgromadzone potężne zapasy pokarmu w korzeniu lepiej znoszą chwilowa utratę naziemnych części i po osłabieniu konkurencji ze strony wszędobylskich traw kolonizują obszar.
Na pewno paleolityczny człowiek zauważył również, że jeżeli przy swoim obozowisku usunie część roślin niejadalnych, które zagłuszają te na które on ma apetyt - to opróżniona w ten sposób nisza zostanie zajęta przez rośliny, których rozwój chciał zachęcić. W ten sposób powstawały zbiorowiska użytecznych roślin, których pielęgnacja nie wymagała łamiącej kark pracy i dawała szybkie rezultaty z których można było skorzystać jeszcze przed przeniesieniem obozu na inne miejsce.
Być może człowiek paleolitu próbował również przenieść w pobliże obozowiska rośliny, które uznawał za wyjątkowo wartościowe, a które rosły trochę dalej. Nie wydaje się aby długie spacery były wówczas ceniona rozrywką.
Na pewno jednak pod koniec paleolitu pojawiła się w niektórych miejscach praktyka wysiewania nasion zebranych z dzikich roślin. Wysiane wiosną, dawały plon już w kilka miesięcy. Dostarczały więc dużej ilości pokarmu i w ten sposób zmniejszały eksploatacje dzikiego ekosystemu w sąsiedztwie obozu. Toteż rosnąca w nim żywność starczała na dłużej co pozwalało przedłużyć pobyt w jednym miejscu nawet na kilka lat.
Motywacją dla rozwoju pararolniczych praktyk był niewątpliwie fakt, że przenoszenie obozowisk w inne miejsce stawało się coraz bardziej kłopotliwe ze względu na coraz większa role jaką w życiu człowieka zaczynały wypełniać produkowane przez niego sprzęty. Które stawały si.ę coraz bardziej skomplikowane a tym samym coraz trudniejsze do wytworzenia. Późnopaleolityczne społeczności zamieszkujące w granicach obecnej Syrii i Palestyny, znały nawet żarna, a te na pewno nie s.ą ani łatwe do niesienia, ani do odtworzenia po przybyciu na nowe miejsce. Dla tych społeczeństw podstawowym źródłem kalorii były nasiona dzikich gatunków zbóż, a zebrane w okresie ich dojrzewania ziarna pozwalały zgromadzić duże zapasy.
Wszystkie opisywane praktyki para-rolnicze były nie tyle uprawą ile selektywnym tworzeniem dobrych warunków rozwoju dla pożądanych gatunków roślin w ich naturalnym siedlisku. Stanowiły one tylko suplement do diety, aczkolwiek w niektórych przypadkach znaczny. Jednak rozwój tych praktyk był hamowany zwykłym rachunkiem ekonomicznym.
W sytuacji gdy są dostępne rozległe tereny pokryte dzika roślinnością rozwój rolnictwa, które jest wysoce energochłonnym zajęciem, nie koniecznie musi wydawać się korzystna opcją. Szczególnie gdy rośliny uprawne niewiele różnią się od roślin dzikich. Uprawy wymagają znacznego wysiłku przy orce, siewie, przygotowaniu gleby. Do tego na skutek jałowienia gleby jeden rodzaj roślin nie może być długo uprawiany w tym samym miejscu. Dzikie rośliny rosną same. Jeżeli jest ich obfitość wówczas posiadanie przydomowego ogródka może mieć jeszcze sens, ale dużej uprawy ju.ż nie bardzo.
Pomimo iz pod koniec paleolitu człowiek posiadał już wiedzę potrzebna dla rozwoju upraw nie było motywacji aby zrobić z niej użytek. Rolnictwo - jeden z największych wynalazków ludzkości musiało jeszcze trochę poczekać na warunki, które sprawiły, że stało się ekonomicznie uzasadnionym wyborem dla szeregu grup ludzkich.
Człowiek jest z natury leniwy, a przenoszenie obozu w inne miejsce jest czynnością meczącą. Wygodniej więc nie robić tego zbyt często. Jednak gdy w najbliższym otoczenie zapasy jadalnych roślin się zużyją, to nie ma innego wyjścia - trzeba się pakować i ruszać dalej.
Nie wiadomo dokładnie kiedy człowiek po raz pierwszy wykalkulował sobie, że gdy zaopiekuje się pożytecznymi roślinami i zachęci je do wzrostu, to będzie ich jakby więcej i będzie mógł pozostać w jednym miejscu trochę dłużej. W każdym razie pod koniec Paleolitu miał już na to na pewno kilka efektywnych sposobów.
Z jakiś względów, człowiek paleolitu kojarzy się z istotą o bardzo prostym umyśle. Gdzieś umyka uwadze fakt, że aby przeżyć musiał mieć olbrzymią wiedzę o otaczającym go świecie, z której codziennie zdawał egzamin. Gdy go oblewał to po prostu ginął. Jedną z dziedzin wiedzy w której bił na głowę wszystkich współczesnych profesorów było roślinoznawstwo. Doskonale wiedział nie tylko jakie rośliny są jadalne, ale również w jakich warunkach i w otoczeniu jakich innych roślin występują. Potrafił perfekcyjnie rozpoznawać nie tylko ich siedliska, ale również odróżniać je od podobnych, lecz trujących egzemplarzy. Współczesny szanujący się grzybiarz nie chodzi na oślep po lesie szukając maślaków, tylko szuka młodych zagajników sosnowych w których często są prawdziwe pokłady tych grzybków (oczywiście o ile inny grzybiarz go nie uprzedzi). Wie też przez większą część roku nie znajdzie maślaków nawet w najbardziej sprzyjającym ich wzrostowi zagajniku. fatyguje się więc dopiero wtedy, gdy maja one zwyczaj rosnąć. Są to najpewniej pozostałości nawyków wyrobionych właśnie w paleolicie. Jednak takie podejście do szukania pokarmu wymaga olbrzymiej wiedzy, (znano w końcu setki użytecznych roślin), opartej na prostych obserwacjach, często przekazywanej przez pokolenia. Było tylko kwestia czasu aż ta wiedza zacznie być wykorzystywana nie tylko w zbieractwie...
Być może podstawą dla pierwszych pararolniczych praktyk była obserwacja, ze po wypaleniu pewnego obszaru wzrastała ilość roślin korzeniowych bulwiastych, z których część stanowiła cenne źródło kalorii. rośliny te mając zgromadzone potężne zapasy pokarmu w korzeniu lepiej znoszą chwilowa utratę naziemnych części i po osłabieniu konkurencji ze strony wszędobylskich traw kolonizują obszar.
Na pewno paleolityczny człowiek zauważył również, że jeżeli przy swoim obozowisku usunie część roślin niejadalnych, które zagłuszają te na które on ma apetyt - to opróżniona w ten sposób nisza zostanie zajęta przez rośliny, których rozwój chciał zachęcić. W ten sposób powstawały zbiorowiska użytecznych roślin, których pielęgnacja nie wymagała łamiącej kark pracy i dawała szybkie rezultaty z których można było skorzystać jeszcze przed przeniesieniem obozu na inne miejsce.
Być może człowiek paleolitu próbował również przenieść w pobliże obozowiska rośliny, które uznawał za wyjątkowo wartościowe, a które rosły trochę dalej. Nie wydaje się aby długie spacery były wówczas ceniona rozrywką.
Na pewno jednak pod koniec paleolitu pojawiła się w niektórych miejscach praktyka wysiewania nasion zebranych z dzikich roślin. Wysiane wiosną, dawały plon już w kilka miesięcy. Dostarczały więc dużej ilości pokarmu i w ten sposób zmniejszały eksploatacje dzikiego ekosystemu w sąsiedztwie obozu. Toteż rosnąca w nim żywność starczała na dłużej co pozwalało przedłużyć pobyt w jednym miejscu nawet na kilka lat.
Motywacją dla rozwoju pararolniczych praktyk był niewątpliwie fakt, że przenoszenie obozowisk w inne miejsce stawało się coraz bardziej kłopotliwe ze względu na coraz większa role jaką w życiu człowieka zaczynały wypełniać produkowane przez niego sprzęty. Które stawały si.ę coraz bardziej skomplikowane a tym samym coraz trudniejsze do wytworzenia. Późnopaleolityczne społeczności zamieszkujące w granicach obecnej Syrii i Palestyny, znały nawet żarna, a te na pewno nie s.ą ani łatwe do niesienia, ani do odtworzenia po przybyciu na nowe miejsce. Dla tych społeczeństw podstawowym źródłem kalorii były nasiona dzikich gatunków zbóż, a zebrane w okresie ich dojrzewania ziarna pozwalały zgromadzić duże zapasy.
Wszystkie opisywane praktyki para-rolnicze były nie tyle uprawą ile selektywnym tworzeniem dobrych warunków rozwoju dla pożądanych gatunków roślin w ich naturalnym siedlisku. Stanowiły one tylko suplement do diety, aczkolwiek w niektórych przypadkach znaczny. Jednak rozwój tych praktyk był hamowany zwykłym rachunkiem ekonomicznym.
W sytuacji gdy są dostępne rozległe tereny pokryte dzika roślinnością rozwój rolnictwa, które jest wysoce energochłonnym zajęciem, nie koniecznie musi wydawać się korzystna opcją. Szczególnie gdy rośliny uprawne niewiele różnią się od roślin dzikich. Uprawy wymagają znacznego wysiłku przy orce, siewie, przygotowaniu gleby. Do tego na skutek jałowienia gleby jeden rodzaj roślin nie może być długo uprawiany w tym samym miejscu. Dzikie rośliny rosną same. Jeżeli jest ich obfitość wówczas posiadanie przydomowego ogródka może mieć jeszcze sens, ale dużej uprawy ju.ż nie bardzo.
Pomimo iz pod koniec paleolitu człowiek posiadał już wiedzę potrzebna dla rozwoju upraw nie było motywacji aby zrobić z niej użytek. Rolnictwo - jeden z największych wynalazków ludzkości musiało jeszcze trochę poczekać na warunki, które sprawiły, że stało się ekonomicznie uzasadnionym wyborem dla szeregu grup ludzkich.
O rzekomo rewolucyjnym wynalazku w Neolicie czyli rolnictwie
Właściwie to można zaryzykować twierdzenie, że nie było żadnego rewolucyjnego wynalazku. Wiedza o wysiewaniu roślin najprawdopodobniej sięga zamierzchłych czasów poprzedniej epoki. Paleolityczne plemiona zbieraczo-łowieckie musiały posiadać olbrzyma wiedzę botaniczna aby zebrać wystarczająco pożywienia niezbędnego do przeżycia i wykarmienia potomstwa. Już w paleolicie stosowano zabiegi wspomagające wzrost pożytecznych roślin, a nawet przenoszono je w pobliże obozowisk. Wysiewanie dzikich roślin na większych obszarach było po prostu bezzasadne. Wysiłek włożony w utrzymanie takiej nienaturalnej monokultury był nieadekwatny do zysków jakie przynosił. Ponadto powodował szybkie wyjałowienie gleby , a tym samym konieczność przeniesienia się w inne miejsce. W takich warunkach wymyślenie rolnictwa wymagałoby nie tylko niewyobrażalnego wizjonerstwa , ale również skłonienia dużej grupy ludzi do działań z których korzyść byłaby widoczna dopiero za kilkanaście pokoleń..
Warunki dla wyhodowania roślin, które dawałyby plon usprawiedliwiający wysiłek włożony w ich uprawę powstały dopiero wtedy gdy człowiek, a raczej niektóre z plemion uzależniły się od sezonowo występujących roślin, których jadalne części można zebrać w dużej ilości i które można przez wiele miesięcy łatwo przechowywać. Do tej kategorii należą z pewnością jadalne trawy i rośliny motylkowe, które były wśród pierwszych udomowionych roślin we wszystkich miejscach w których to nastąpiło. Pomimo iż miejsca te były od siebie całkowicie odizolowane.
Społeczności, których podstawą diety były nasiona traw, pojawiły się w pierwszych tysiącleciach epoki zwanej Neolitem. Początek neolitu był okresem szybkich zmian klimatycznych, gwałtownego (oczywiście w skali historii Ziemi) ocieplenia, które zakończyło epokę lodowcową. Ze zmiana klimatu wiążą się zmiany szaty roślinnej. Wówczas właśnie m.in. na Bliskim Wschodzie pojawiły się obszary tzw parku stepowego czyli obszary trawiaste ze sporadycznie występującymi drzewami. Obszary te zostały skolonizowane przez dzikie gatunki jadalnych traw. Oznaczało to, że raz w roku, przez szereg tygodni, pojawiała się olbrzymia ilość jadalnych ziaren, które po zebraniu można było przechowywać przez kilka miesięcy. Ziarna dzikich traw zaraz po dojrzeniu samorzutnie się wysypują. Toteż najprawdopodobniej ich zbiór przez człowieka był na tyle mało efektywny, że nie naruszał równowagi ekosystemu. Był jednak na tyle wydajny, by zapewnić wystarczająca ilość pożywienia na wiele miesięcy. Dieta oparta na zbożach zniechęcała do wędrownego trybu życia, bowiem zarówno zgromadzone zapasy ziaren traw jak i ciężki sprzęt do ich obróbki (żarna) jest trudny do transportu.
Oczywiście zbieranie i magazynowanie ziaren dzikich zbóż czy dzikich roślin motylkowych nie jest jeszcze rolnictwem. Rolnictwo pojawia się dopiero wraz z udomowionymi roślinami, które maja to do siebie, ze wydają co prawda imponujący plon, ale nie są w stanie konkurować z dzikimi roślinami w warunkach naturalnych- wymagają więc znacznego wysiłku ze strony człowieka.
Kto i dlaczego zdecydował, ze należy najdorodniejsze ziarna wysiewać mając nadzieje, ze wydadzą lepszy plon niż samowysiewające się dziczki? Jest wiele koncepcji jednak najbardziej na wyobraźnie działa teoria z pogańska świątynia w tle.
Wbrew powszechnym wyobrażeniom pierwsze znaczące ośrodki świątynne budowano przed pojawieniem się roślin uprawnych. Kapłani jeść muszą, a w przeciwieństwie do siedzib zwykłych śmiertelników, czynnikiem decydującym o lokalizacji świątyń nie jest bliskość bogatych terenów zbierackich, lecz raczej inne względy. Świątynie najczęściej otrzymywały dary w naturze składane bogom przez wyznawców. Jeżeli wyznawcami były plemiona zbieraczo-łowieckie uzależnione od jadalnych ziaren - to najdorodniejsze ziarna mogły stanowić część ich ofiar składanych n.p w podzięce za dobry zbiór. Może właśnie te ziarna później kapłani wysiewali aby zapewnić sobie żywność w najtrudniejszym okresie czyli przed napłynięciem nowych darów? W każdym razie świątynie wydają się jedynym miejscem w którym mogło nastąpić nagromadzenie dorodnych ziaren w ilości, która mogłaby podsunąć myśl o wyhodowaniu nowej użytecznej odmiany.
Na zaangażowanie kast kapłańskich w początkowy rozwój rolnictwa wskazywać może fakt, że jego rozwój wymagał niejednokrotnie zsynchronizowanego wysiłku w zapewnieniu nawodnienia czy utrzymaniu żyzności gleby. Rabunkowa gospodarka rolna prowadziła do szybkiego wyjałowienia gleby nadającej się pod uprawy i wymuszała powrót do poprzedniego stylu życia.
Uprawa udomowionych roślin wymagała znacznie większego wydatku energetycznego niż gospodarka zbieraczo- łowiecka. Ponadto w przeciwieństwie do naturalnych ekosystemów z ich różnorodnością - monokultury rolne były podatne na różne niesprzyjające czynniki, które okresowo prowadziły do klęsk głodu i ratowania się powrotem do zbieractwa dzikich roślin. Jednak pomimo tych wad pozwalały z danego obszaru otrzymać żywność pozwalająca na utrzymanie znacznie większej populacji niż z analogicznego obszaru pokrytego dziką roślinnością. Pozwalały też produkować znaczne nadwyżki w formie w której mogły być przechowywane i transportowane na znaczne odległości. Społeczności rolnicze były więc liczniejsze i silniejsze ekonomicznie od liczących 10-50 osób grup zbieraczo -łowieckich, toteż stopniowo zaczęły wypierać je z terenów nadających się do produkcji rolnej. A w miarę doskonalenia narzędzi, zwiększania ilości roślin uprawnych i ogólnie kultury rolnej ilość obszarów, które mogły być objęte uprawą systematycznie się zwiększała.
Obraz rolnika pacyfisty nie do końca wydaje się wiec zgodny z tym co opowiada historia....
Warunki dla wyhodowania roślin, które dawałyby plon usprawiedliwiający wysiłek włożony w ich uprawę powstały dopiero wtedy gdy człowiek, a raczej niektóre z plemion uzależniły się od sezonowo występujących roślin, których jadalne części można zebrać w dużej ilości i które można przez wiele miesięcy łatwo przechowywać. Do tej kategorii należą z pewnością jadalne trawy i rośliny motylkowe, które były wśród pierwszych udomowionych roślin we wszystkich miejscach w których to nastąpiło. Pomimo iż miejsca te były od siebie całkowicie odizolowane.
Społeczności, których podstawą diety były nasiona traw, pojawiły się w pierwszych tysiącleciach epoki zwanej Neolitem. Początek neolitu był okresem szybkich zmian klimatycznych, gwałtownego (oczywiście w skali historii Ziemi) ocieplenia, które zakończyło epokę lodowcową. Ze zmiana klimatu wiążą się zmiany szaty roślinnej. Wówczas właśnie m.in. na Bliskim Wschodzie pojawiły się obszary tzw parku stepowego czyli obszary trawiaste ze sporadycznie występującymi drzewami. Obszary te zostały skolonizowane przez dzikie gatunki jadalnych traw. Oznaczało to, że raz w roku, przez szereg tygodni, pojawiała się olbrzymia ilość jadalnych ziaren, które po zebraniu można było przechowywać przez kilka miesięcy. Ziarna dzikich traw zaraz po dojrzeniu samorzutnie się wysypują. Toteż najprawdopodobniej ich zbiór przez człowieka był na tyle mało efektywny, że nie naruszał równowagi ekosystemu. Był jednak na tyle wydajny, by zapewnić wystarczająca ilość pożywienia na wiele miesięcy. Dieta oparta na zbożach zniechęcała do wędrownego trybu życia, bowiem zarówno zgromadzone zapasy ziaren traw jak i ciężki sprzęt do ich obróbki (żarna) jest trudny do transportu.
Oczywiście zbieranie i magazynowanie ziaren dzikich zbóż czy dzikich roślin motylkowych nie jest jeszcze rolnictwem. Rolnictwo pojawia się dopiero wraz z udomowionymi roślinami, które maja to do siebie, ze wydają co prawda imponujący plon, ale nie są w stanie konkurować z dzikimi roślinami w warunkach naturalnych- wymagają więc znacznego wysiłku ze strony człowieka.
Kto i dlaczego zdecydował, ze należy najdorodniejsze ziarna wysiewać mając nadzieje, ze wydadzą lepszy plon niż samowysiewające się dziczki? Jest wiele koncepcji jednak najbardziej na wyobraźnie działa teoria z pogańska świątynia w tle.
Wbrew powszechnym wyobrażeniom pierwsze znaczące ośrodki świątynne budowano przed pojawieniem się roślin uprawnych. Kapłani jeść muszą, a w przeciwieństwie do siedzib zwykłych śmiertelników, czynnikiem decydującym o lokalizacji świątyń nie jest bliskość bogatych terenów zbierackich, lecz raczej inne względy. Świątynie najczęściej otrzymywały dary w naturze składane bogom przez wyznawców. Jeżeli wyznawcami były plemiona zbieraczo-łowieckie uzależnione od jadalnych ziaren - to najdorodniejsze ziarna mogły stanowić część ich ofiar składanych n.p w podzięce za dobry zbiór. Może właśnie te ziarna później kapłani wysiewali aby zapewnić sobie żywność w najtrudniejszym okresie czyli przed napłynięciem nowych darów? W każdym razie świątynie wydają się jedynym miejscem w którym mogło nastąpić nagromadzenie dorodnych ziaren w ilości, która mogłaby podsunąć myśl o wyhodowaniu nowej użytecznej odmiany.
Na zaangażowanie kast kapłańskich w początkowy rozwój rolnictwa wskazywać może fakt, że jego rozwój wymagał niejednokrotnie zsynchronizowanego wysiłku w zapewnieniu nawodnienia czy utrzymaniu żyzności gleby. Rabunkowa gospodarka rolna prowadziła do szybkiego wyjałowienia gleby nadającej się pod uprawy i wymuszała powrót do poprzedniego stylu życia.
Uprawa udomowionych roślin wymagała znacznie większego wydatku energetycznego niż gospodarka zbieraczo- łowiecka. Ponadto w przeciwieństwie do naturalnych ekosystemów z ich różnorodnością - monokultury rolne były podatne na różne niesprzyjające czynniki, które okresowo prowadziły do klęsk głodu i ratowania się powrotem do zbieractwa dzikich roślin. Jednak pomimo tych wad pozwalały z danego obszaru otrzymać żywność pozwalająca na utrzymanie znacznie większej populacji niż z analogicznego obszaru pokrytego dziką roślinnością. Pozwalały też produkować znaczne nadwyżki w formie w której mogły być przechowywane i transportowane na znaczne odległości. Społeczności rolnicze były więc liczniejsze i silniejsze ekonomicznie od liczących 10-50 osób grup zbieraczo -łowieckich, toteż stopniowo zaczęły wypierać je z terenów nadających się do produkcji rolnej. A w miarę doskonalenia narzędzi, zwiększania ilości roślin uprawnych i ogólnie kultury rolnej ilość obszarów, które mogły być objęte uprawą systematycznie się zwiększała.
Obraz rolnika pacyfisty nie do końca wydaje się wiec zgodny z tym co opowiada historia....
Ogród niejedno ma imię
Ogród przy domu może być zwyczajnym ogrodem, albo przybrać bardziej wymyślną postać, która posiada wymyślną nazwę. Jak wiadomo z życia i reklamy nawet zwykła żółta farba opatrzona odpowiednio chwytliwą nazwą przestaje być zwykłą żółtą farbą, a staje się "Słonecznikowym porankiem", albo "Cytrynową bryzą". Dlatego też przedstawiamy kilka określeń ogrodu przy domu, które sprawią, że ogród przy domu przestanie być zwykłym ogrodem.
Jeżeli posiadamy ogród z przewagą drzew to możemy twierdzić, że posiadamy arboretum, jeżeli jest natomiast bardzo zarośnięty to nie będzie już ogród tylko gaj.
Ogródek przy domu to gardino secreto czyli mały ogród użytkowy przeznaczony do uprawy kwiatów oraz ziół. Nazwa ta pojawiała się w ogrodach renesansowych i barokowych. Jeżeli wolimy średniowieczne klimaty to to samo miejsce możemy nazwać hortus concludus. Jeżeli nie możemy się zdecydować to gardino secreto będzie jeśli skoncentrujemy się na uprawie ziół i kwiatów, a hortus concludus jeśli z kwiatów będą głównie róże i wstawimy sobie ławeczkę. Jeśli mammy wydzielony specjalny kącik do uprawy samych róż to dysponujemy z kolei rozarium.
Dysponując ogrodem zimowym możemy posługiwać się nazwą jardin d'hiver. Z kolei klomb przed domem nazwać możemy ksystus, co oryginalnie było małym ogródkiem lub placem z klombami przed rzymską willą wiejską.
Posiadając w ogrodzie zwalisko kamieni nawet nie spodziewaliśmy się że posiadamy lapidarium. Tak samo zakładając oczko wodne nie oczekiwaliśmy, że skończymy z wiwarium.
Wystrzyżony trawnik to oczywiście łąka kwietna (zwana też ogrodem miłości). W średniowieczu nazywano tak służący do wypoczynku trawnik wraz innymi atrakcjami (w postaci drzew, krzewów i fontanny) położony za murami zamku.
Na koniec jeszcze perestyl czyli coś w rodzaju dziedzińca położonego we wnętrzu domu i otoczonego kolumienkami. Tu już do własnej interpretacji co też to może być.
Jeżeli posiadamy ogród z przewagą drzew to możemy twierdzić, że posiadamy arboretum, jeżeli jest natomiast bardzo zarośnięty to nie będzie już ogród tylko gaj.
Ogródek przy domu to gardino secreto czyli mały ogród użytkowy przeznaczony do uprawy kwiatów oraz ziół. Nazwa ta pojawiała się w ogrodach renesansowych i barokowych. Jeżeli wolimy średniowieczne klimaty to to samo miejsce możemy nazwać hortus concludus. Jeżeli nie możemy się zdecydować to gardino secreto będzie jeśli skoncentrujemy się na uprawie ziół i kwiatów, a hortus concludus jeśli z kwiatów będą głównie róże i wstawimy sobie ławeczkę. Jeśli mammy wydzielony specjalny kącik do uprawy samych róż to dysponujemy z kolei rozarium.
Dysponując ogrodem zimowym możemy posługiwać się nazwą jardin d'hiver. Z kolei klomb przed domem nazwać możemy ksystus, co oryginalnie było małym ogródkiem lub placem z klombami przed rzymską willą wiejską.
Posiadając w ogrodzie zwalisko kamieni nawet nie spodziewaliśmy się że posiadamy lapidarium. Tak samo zakładając oczko wodne nie oczekiwaliśmy, że skończymy z wiwarium.
Wystrzyżony trawnik to oczywiście łąka kwietna (zwana też ogrodem miłości). W średniowieczu nazywano tak służący do wypoczynku trawnik wraz innymi atrakcjami (w postaci drzew, krzewów i fontanny) położony za murami zamku.
Na koniec jeszcze perestyl czyli coś w rodzaju dziedzińca położonego we wnętrzu domu i otoczonego kolumienkami. Tu już do własnej interpretacji co też to może być.
WIĘCEJ O KAPITULE WIELKIEGO KALESONA I INNYCH PROJEKTACH |