
Nie od dzisiaj wiadomo, że czarny bez to diabelski wynalazek. Przyciąga muchy i złe demony, przy czym muchy tylko kiedy kwitnie, a złe demony stale. Do przesądów odnośnie czarnego bzu należy się jednak odnosić z dystansem bo wyglądają na zwykłą niekonsystentną ściemę.
Z jednej strony to niby krzewów czarnego bzu nie wolno było wycinać, ani nawet uszkadzać i w ogóle najlepiej było omijać je z daleka (najlepiej ściągając jeszcze czapkę z głowy, żeby się ukłonić), ale z drugiej strony w różnych zwyczajach ludowych przewija się wykorzystanie najrozmaitszych części czarnego bzu, więc wychodzi na to, że niby nie wycinać/nie uszkadzać/nie dotykać, a jednak skądś składniki na różne specyfiki z czarnego bzu się brało.
Tak czy inaczej mimo iż uszkodzenie krzaka czarnego bzu groziło w najlepszym wypadku wrzodami na plecach, a w najgorszym śmiercią całe pokolenia pracowicie oskubywały krzaki, żeby następnie eksperymentować z produkcją różnego rodzaju syropów, win i nalewek. Wino z czarnego bzu musiało być nawiasem mówiąc dość powszechne bo było na tyle tanie, że używano go do fałszowania znacznie droższego wina z winogron.
Fałszerstwo było na tyle skuteczne, że nikt się nie połapał do czasu aż pewien osobnik oświadczył, że przez konsumpcję wina (z winogron) wyleczył się z reumatyzmu. Po wykluczeniu, że coś mu się przywidziało w pijackim amoku sprawę zbadano dokładnie i wyszło, że rzeczywiście wyleczył się z reumatyzmu, ale nie dzięki konsumpcji wina z winogron, ale wina z czarnego bzu, którym je sfałszowano. W ten sposób przetwory z czarnego bzu ze stołu trafiły też do apteczki. Jak się wkrótce okazało przetwory z czarnego bzu działają nie tylko na reumatyzm, ale też napotnie, przeciwgorączkowo, moczopędnie i wykrztuśnie.
Z jednej strony to niby krzewów czarnego bzu nie wolno było wycinać, ani nawet uszkadzać i w ogóle najlepiej było omijać je z daleka (najlepiej ściągając jeszcze czapkę z głowy, żeby się ukłonić), ale z drugiej strony w różnych zwyczajach ludowych przewija się wykorzystanie najrozmaitszych części czarnego bzu, więc wychodzi na to, że niby nie wycinać/nie uszkadzać/nie dotykać, a jednak skądś składniki na różne specyfiki z czarnego bzu się brało.
Tak czy inaczej mimo iż uszkodzenie krzaka czarnego bzu groziło w najlepszym wypadku wrzodami na plecach, a w najgorszym śmiercią całe pokolenia pracowicie oskubywały krzaki, żeby następnie eksperymentować z produkcją różnego rodzaju syropów, win i nalewek. Wino z czarnego bzu musiało być nawiasem mówiąc dość powszechne bo było na tyle tanie, że używano go do fałszowania znacznie droższego wina z winogron.
Fałszerstwo było na tyle skuteczne, że nikt się nie połapał do czasu aż pewien osobnik oświadczył, że przez konsumpcję wina (z winogron) wyleczył się z reumatyzmu. Po wykluczeniu, że coś mu się przywidziało w pijackim amoku sprawę zbadano dokładnie i wyszło, że rzeczywiście wyleczył się z reumatyzmu, ale nie dzięki konsumpcji wina z winogron, ale wina z czarnego bzu, którym je sfałszowano. W ten sposób przetwory z czarnego bzu ze stołu trafiły też do apteczki. Jak się wkrótce okazało przetwory z czarnego bzu działają nie tylko na reumatyzm, ale też napotnie, przeciwgorączkowo, moczopędnie i wykrztuśnie.